Od wiek wieków zajadałam się tylko i wyłącznie kruchymi,
chrupiącymi chruścikami, jak kto woli faworkami.
Aż do czasu, kiedy w pewnym polskim sklepie pojawiły się
do kupienia faworki mięciutkie, puszyste, delikatne.
W niczym oprócz kształtu nie przypominające tych co jadłam.
Stały się moimi ulubionymi… Ale o receptę na nie nie śmiałam zapytać 😉
Wszystko zmieniło się w dniu wspólnych zakupów z koleżanką,
tym samym mamą Gabriela kolegi z przedszkola.
Wspomniałam jej o tych faworkach, które na nas spoglądały i kusiły.
A ona jakby mi z nieba spadła zaznaczając, że jej teściowa,
jak i ona sama robi takie, a tym samym przepis jest już mój 😉
Cudownie – pomyślałam, kiedy przepis do ręki dostałam.
Od razu ruszyłam w faworkowe szaleństwo.
I wierzcie mi lub nie, że w przeciągu 30 minut powstały dwie ogromne patery, wypełnione po brzegi cudnymi, mięciutkimi, przepysznymi, drożdżowymi faworkami. Szaleństwo… Taki tłusty czwartek to ja rozumiem.
Bardzo Wam polecam.
Składniki:
0,5 kostki masła
3 łyżki cukru
1 cukier waniliowy
6 jaj
60 g drożdży
375 ml letniego mleka
mąki, tyle ile pochłonie ciasto
1 łyżka octu lub spirytusu
olej do smażenia
cukier puder do posypania
Cukier, cukier waniliowy ucieramy lub ubijamy z jajkami.
Masło rozpuszczamy.
Drożdże rozrabiamy w letnim mleku.
Rozpuszczone, letnie masło i rozrobione w letnim mleku
drożdże wlewamy do utartych z cukrem jajek.
Zaczynamy podsypywać mąką, od czasu do czasu mieszając drewnianą łyżką lub ręką, sprawdzając czy ciasto da się już zamięsić i konsystencją jest gotowe do rozwałkowania. Jeśli tak, to ciasto dzielimy na kilka kawałków.
Każdy kawałek wałkujemy na oprószonym mąką blacie na grubość około 5 mm
i wykrawamy nożem bądź radełkiem prostokąty o wymiarach około 10 x 3 cm.
Każdy pasek nacinamy wzdłuż pośrodku i przewlekamy przez otwór.
Tak naprawdę zależy od Was jakiej wielkości i grubości chcecie faworki.
Ja robiłam częściej grubsze i krótsze. Smażymy na rozgrzanym,
z dodatkiem octu lub spirytusu oleju, z obu stron na złoty kolor.
Zajmie to nam około minuty.
Nadmiar tłuszczu odsączamy na ręczniku kuchennym.
Oprószamy cukrem pudrem.
Ps. Nadmiar usmażonych, nie posypanych cukrem pudrem faworków
możecie śmiało zamrozić.
Przed poczęstunkiem zamrożone należy włożyć do rozgrzanego piekarnika
i po kilku minutach są pyszne, świeżutkie, jakby dopiero co smażone.
8 komentarzy
lena
4 lutego 2015 o 9:46 amZrobię takie faworki na pewno, przepis zachęca, a zdjęcia cóż, jak kuszą;)
Marta
5 lutego 2015 o 7:54 pmCieszy mnie to podwójnie 😉 polecam
poproszedokladke
5 lutego 2015 o 7:31 amu mnie tez jak faworki to zawsze kruche, nigdy nie jadłam drożdzowych! muszę sprobować :-))
Marta
5 lutego 2015 o 7:54 pmMusisz koniecznie, u mnie drozdzowe bedą gościć nie tylko na tłusty czwartek, sa super jako przekąska na małe party, wyjazd za miasto na zieloną trawkę itd 😉
Agnieszka, Dom na obcasach
5 lutego 2015 o 1:57 pmDrożdżowych faworków nie próbowałam jeszcze, ale na pewno nadrobię. U mnie na blogu dziś,te tradycyjne – kruche.
Marta
5 lutego 2015 o 7:52 pmJa rownież wcześniej ich nie jadałam i zawsze robiłam te kruche,,, polecam, bo są tego warte 😉
Groszka
7 lutego 2015 o 6:34 pmWłaśnie takie (a przynajmniej podobne) faworki robi moja mama. Może jej nie wychodzą za miękkie, ale na pewno nie suche 🙂
Marta
8 lutego 2015 o 9:42 pmJest to trafiona alternatywa dla chrupiących faworków 😉